piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział II

Oszołomiona i przerażona wpatrywałam się w dziewczynę stojącą przede mną. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Brunetka uśmiechała łobuzersko.
- Nie, nie, nie. - szeptałam przerażona i odsunęłam się jak najdalej.
- Nareszcie! - westchnęła i obróciła się na pięcie w stronę luster. - Ile można siedzieć w jednym miejscu...
- Co tu się dzieję, do cholery?! - szepnęłam do dziewczyny.
Prychnęła lekceważąco i niechętnie obróciła się w mojej stronę. Tak łudząco przypominała mnie, ale było w niej coś innego... Coś tajemniczego i mrocznego.
- Jestem Miche... - przerwała, bo ktoś wszedł do łazienki.
Przetarłam oczy, poprawiłam włosy i podeszłam bliżej. Do łazienki weszła Ashley, szkolna plotkara. Była lekko szurnięta. Uśmiechnęłam się i zrobiłam krok przed siebie.
- Hej! - zawołałam wesoło.
Zamurowało mnie, Ashley nie patrzyła na mnie, jakby w ogóle mnie nie widziała, ani słyszała. Blondynka podeszła do mojej kopii, albo czymkolwiek ona była.
- Wszystkiego najlepszego Meg! - zawołała i ją przytuliła.
- Dziękuje. - odpowiedziała i uśmiechnęła się do mnie wrednie.
Wzięłam głęboki wdech, nie mogłam pojąć co tu się dzieję. Dlaczego ona mnie nie widzi?! I dlaczego uważa, że ja to...Ona?! Postanowiłam coś sprawdzić. Stanęłam za Ashley i czekałam aż się obróci. Dziewczyna po chwili zrobiła to na co czekałam. Uśmiechnęłam się z nadzieją. Niestety dziewczyna przeszła przeze mnie. Jakbym była duchem. Gdy drzwi od łazienki się zamknęły, spojrzałam wkurzona na brunetkę.
- Kim ty jesteś?! - pytałam zdenerwowana.
- Michelle. - powiedziała dumnie. - a teraz przepraszam, ale muszę się napić!
Dziewczyna wyminęła mnie i wyszła z łazienki. Przez chwilę stałam sparaliżowana, otrząsnęłam się i pobiegłam za Michelle. Dziewczyna siedziała przy barze, czekając na barmana. Podeszłam do niej i usiadłam naprzeciw.
- Co tu się dzieję?! Dlaczego nikt mnie nie widzi? - pytałam przestraszona.
Kobieta zachichotała i zwróciła się do barmana.
- Czego życzy sobie nasza Jubilatka? - zapytał wesoło barman.
- Szkocka z lodem, tylko szybko. Mam pewną sprawę. - rzuciła chłodno i nie chętnie spojrzała na mnie.
- Dobrze, dobrze. - westchnął widocznie smutniejszy.
Chciałam coś powiedzieć, ale i tak nikt mnie nie usłyszy... Cholera! Spojrzałam na brunetkę pytająco.
- Nie widzą Cię, bo nie masz ciała. Nie widzisz tej białej aury dookoła ciebie? Jesteś zjawą, samotną duszyczką, duchem, jak kto woli.  - odpowiedziała
- A ty kim jesteś? Moim sobowtórem, czy kim? - pytałam zaciekawiana, ale nadal przestraszona.
- O nie! Na pewno nie jestem twoim sobowtórem. - zmierzyła mnie wzrokiem i prychnęła. - Jestem czymś o wiele fajniejszym.
Byłam bardzo ciekawa tego kim ona jest. Już chciałam zapytać, ale przerwała mi Ashley.
- Megan, pewien chłopak powiedział, że chciałby porozmawiać. Jest przed klubem. Niezłe ciacho. - pisnęła podekscytowana Ashley.
- Dziękuje. - szepnęła Michelle, to znaczy ja... Znaczy Michelle w moim ciele.... Jeny, nigdy to tego nie przywyknę.
Brunetka wstała i udała się do wyjścia. Oczywiście udałam się za nią. Dopiero teraz zauważyłam jak muzyka głośno gra. Zakryłam uszy rękoma i szłam dalej. Wszyscy tańczyli, jedli i śmiali się. Cora odwaliła kawał dobrej roboty, nie chciałam wychodzić, ale musiałam. Przygryzłam dolną wargę i wybiegłam z baru. Było niepokojąco ciemno, a nie było jeszcze aż tak późno. Jedyne oświetlenie na ulice dawały wysokie latarnie. Rozejrzałam się dookoła siebie, coś czerwonego mignęło mi przed oczami. Uśmiechnęłam się i pobiegłam. Po chwili ją znalazłam, stała w jakieś ciemnej uliczce, w której jedynym źródłem światła była maleńka latarnia. Michelle wyraźnie na coś czekała. Ciężko oddychając podeszłam do dziewczyny.
- Na co czekasz? - zapytał
Dziewczyna uśmiechnęła się złowieszczo i obróciła się na pięcie.
- Connor. - westchnęła beznamiętnie. - Stev naprawdę nie ma kogo wysyłać?
- Przyszedłem po ciebie. - warknął
- To co? Teraz jesteś jego chłopcem na posyłki. - odwarknęła.
- Nie utrudniaj! - syknął przez zęby.
Dopiero teraz zobaczyłam twarz mężczyzny. Zamurowało mnie. To był Nathe, ale nie wyglądał jak on. Miał coś mrocznego, jak Michelle. Dlaczego on mówi na niego Connor? O jakiego Stevena chodzi? Brunetka uśmiechnęła się chłodno i rzuciła na mężczyznę. Zaczerpnęłam rozpaczliwie powietrza i patrzyłam na przebieg walki. O dziwo Michelle wygrywała. Kopnęła go, a chłopak z hukiem wylądował na ścianie. Tak zwany Connor szybko wstał i przygwoździł Michelle do ściany. Dziewczyna walnęła mocno głową o ścianę, ktoś normalny już dawno by stracił przytomność. Brunetka spojrzała na niego wściekła i uderzyła go w twarz z taką siłą, że chłopak wylądował na drugiej stronie uliczki. Michelle podeszła do niego i przytrzymała za kark przy chodniku.
- Przekaż swojemu szefowi, że jeżeli chce mnie złapać, niech przyśle kogoś lepszego. - syknęła przez zęby i skręciła mu kark.
- Zwariowałaś?! - krzyknęłam przerażona i podbiegłam do chłopaka.
Uklękłam koło niego i sprawdziłam puls. Nic nie wyczułam . Łzy zeszkliły mi oczy, nie wiedziałam co robić, spojrzałam na Michelle z przerażeniem i wściekłością. Dziewczyna przewróciła oczami i spojrzała na mnie beznamiętnie.
- Spokojnie, nic mu nie będzie. Nie długo się obudzi, dalej chodź! - syknęła i poszła przed siebie.
- Do..Dobrze. - szepnęłam zdezorientowana.
Spojrzałam na chłopaka i położyłam rękę na jego policzku. Uśmiechnęłam się, ale nagle wszystko zniknęło. Ciemność to jedyne co widziałam... Trzask... Czarne kruki okrążające wielki, przerażający zamek... Mężczyzna o czarnych włosach zabija masę ludzi... Mała czarnowłosa dziewczynka płacząca w środku mrocznego lasu... Przeraźliwy kobiecy krzyk... Trzask!
Jakby porażona piorunem odsunęłam rękę o twarzy bruneta. Otrząsnęłam się i pobiegłam za Michelle.
- Czekaj, czekaj. - zawołałam za brunetką.
Dziewczyna czekała w aucie. Usiadłam ze strony pasażera i spojrzałam pytająco na Michelle.
- Jedziemy do domu. - syknęła i z piskiem opon wyjechała na jezdnie.
Wzięłam głęboki wdech i zapięłam pas. W czasie podróży nie zamieniłyśmy ani słowa. Nie mogłam zrozumieć co się dzieję. No dobra, jakaś Michelle jest w moim ciele, a ja jestem teraz coś w stylu ducha. Kim jest Nathe i Connor i co Stev chce od Michelle? Pytania mnożyły mi się w głowie. Nawet nie zauważyłam jak dojechałyśmy do domu. Brunetka szybko wyszła z auta i zdecydowanym krokiem weszła do domu. Otrząsnęłam się i poszłam za nią. Dziewczynę zastałam w kuchni, grzebała w prawie wszystkich szafkach robiąc przy tym wielki bałagan.
- Hej, hej! - zawołałam i stanęłam przy niej. - Przestań! Powiedz czego szukasz.
- Masz sól ? - zapytała nie przestając przeszukiwania szafek.
- Tak mam. - warknęłam i odsunęłam dziewczynę od szafek. - Tutaj.
Wskazałam na szafkę po prawej i wyjęłam sól. Spojrzałam na nią pytająco, ona tylko wzięła ode mnie paczkę i podeszła do drzwi frontowych. Byłam ciekawa, ale też trochę przestraszona tym co zamierza zrobić. Dziewczyna wysypała trochę soli na podłogę przy drzwiach. Wybałuszyłam oczy patrząc na poczynania brunetki.
- Co ty... - nie zdążyłam dokończyć, bo Michelle mnie ominęła i zniknęła w głębi domu.
Przygryzłam dolną wargę i postanowiłam pójść za nią. Dziewczyna wykonywała tą samą czynność co przy drzwiach, tylko tym razem rozsypywała sól przy listwach przyściennych. Cały pokój był okrążony solą. Zdziwiona patrzyłam na brunetkę.
- Co to ma znaczyć? - zapytałam po chwili.
Brunetka usiadła na skórzanym fotelu w kącie pokoju. Wydawała się osłabiona i zmartwiona.
- Sól zablokuje go przed wejściem tutaj, jak już się obudzi. Tu jesteśmy bezpieczne. - westchnęła i złapała się za tył głowy.
Na jej twarzy zawitał grymas bólu, spojrzała na swoją rękę, która była cała w krwi. Spojrzałam na nią przerażona, Michelle przechyliła głowę w bok i wzięła głęboki wdech. Uśmiechnęła się, wytarła dłoń i wbiła wzrok w podłogę.
- To wszystko?! Powiesz mi może co się ze mną dzieje, co?! - pytałam zdenerwowana.
Dziewczyna spojrzała prosto w moje oczy, a ja zrobiłam się senna. Ostatnie co zobaczyłam przed odpłynięciem był uśmiech na jej twarzy.

~Gdzieś w Królestwie.~

Młody mężczyzna przedzierał się pod osłoną nocy do wielkiego zamku. Księżyc oświetlał mu drogę. Brunet rozglądał się dookoła siebie, obdarzając każdego surowym spojrzeniem. Chłopak podniósł rękę i zacisnął dłoń w pięść. Przechylił głowę w bok, schylił się i z całej siły walnął nią w ziemię. Zaśmiał się krótko i z szyderczym uśmiechem spojrzał przed siebie. Chmara potężnym, czarnych kruków zmierzała w jego kierunku. Kruki uformowały się w postać człowieka i zaskrzeczały. W miejscu ptaków stał teraz wyprostowany, czarnowłosy mężczyzna. Postać była ubrana głownie na czarno. Kamienie szlachetne, którymi były wysadzone pierścienie mężczyzny pięknie się mieniły, a czarna peleryna lekko powiewała na wietrze. Jego zielone oczy wpatrywały się w bruneta, a usta była wykrzywione w złowrogim uśmieszku.
- Witaj Connorze. - zwrócił się do bruneta. - Mam nadzieję, że wykonałeś zadane przeze mnie zadanie.
Serce chłopaka zabiło szybciej, jednak jego twarz nie pokazywała żadnej emocji.
- Przykro mi Panie, ale nie udało mi się. Ona jest potężniejsza niż myśleliśmy. - szepnął.
- Co?! Czy moje polecenie nie było proste?! Znajdź ją i przyprowadź. - wzburzony mężczyzna nie mógł zrozumieć swojego podwładnego.
Podszedł do niego, złapał za szyję i podniósł. Brunet zaczął się dusić.
- Dam Ci jeszcze jedną szansę. Ostatnią! Wolisz nie wiedzieć co Cię czeka jak mnie zawiedziesz. Znowu. - mówił przez zęby trzymając chłopaka nad ziemią. Po chwili spojrzał na niego i rzucił kilka metrów przed siebie.Obolały Connor spojrzał na mężczyznę.
- Wiesz, że potrzebuję wsparcia! - krzyknął zachrypniętym głosem.
- Dobrze. - rzucił niechętnie. - Jutro dołączy do ciebie Liam. A teraz znikaj mi z oczu!
Wkurzony mężczyzna obrócił się na pięcie, nie obdarzając chłopaka żadnym spojrzeniem. Był wściekły, musiał się jej pozbyć! Wiedział, że Connor go nie zawiedzie. Uśmiechnął się złowrogo. Miał plan.

~W domu Megan~

Obudziłam się z lekkim bólem głowy. Nieprzytomna usiadłam na łóżku i wzięłam głęboki wdech. Nagle wszystko wróciło, wspomnienia z całego wczorajszego dnia. Jak poparzona wstałam z łóżka i podbiegłam do lustro. Uśmiechnęłam się, tej białej aury już nie było. Westchnęłam i zachichotałam.
- Dzień Dobry, słoneczko. - zawołał ktoś za mną.
Wzdrygnęłam się, a uśmiech zniknął z mojej twarzy. Przerażona obróciłam się. Przed moimi oczami stała wysoka brunetka z zielona-błękitnymi oczami, usta miała pomalowane czerwoną szminką. Na sobie miała ciemne rurki, czarne kozaki, białą bokserkę i szary sweterek. Uśmiechała się szyderczo w moją stronę.


- Michelle? - zapytałam przerażona.
- Bingo! - zawołała wesoło.
- Jak? Powiesz mi co tu się dzieję? Proszę! - pytałam
Dziewczyna prychnęła i podeszła do mnie. Przeraziłam się, jej oczy przybrały srebrno-metaliczny kolor.
- Jesteś Przeklęta. - powiedziała z powagą. - A ja jestem demonem.

_________________________________________________________________________________


No to mamy drugi rozdział :D
Mam nadzieję, że się spodoba ^^
Smutną wiadomością jest to,że następny rozdział pojawi się dopiero we wrześniu, bo teraz wyjeżdżam na
dwa tygodnie. Opinie na temat rozdziału zostawiam wam, mi osobiście się podoba.
A! Jeszcze mam do was pytanie: Pisać w narracji trzecioosobowej czy pierwszoosobowej?
Do napisania ;*

czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział I

Obudziłam się i spojrzałam na zegarek, 6:30. Wzięłam głęboki wdech, ziewnęłam i wstałam. Znów ten przeklęty poniedziałek, ale dzisiaj ma być inaczej, musi być. Na dworze było pochmurnie, ale słonecznie, mimo że to dopiero początek roku szkolnego. Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy i poszłam do łazienki. Przeczesałam włosy ręką i przyjrzałam się sobie. Moje długie, ciemne, falowane włosy swobodnie opadały na ramiona. Szybko obmyłam twarz i otworzyłam moje brązowe oczy. Mój tata uważał, że są przepiękne, takie inne, wyjątkowe.  Dzisiaj moje oczy były jednak zapuchnięte i zmęczone. Dlaczego? Ponieważ płakałam. Płakałam z powodu mojej mamy, która umarła jak miałam 9 lat. Od tego momentu mieszkałam z tatą. Po śmierci było ciężko, ale dzięki pomocy taty i przyjaciół dałam radę. Włączyłam piosenkę " The Lumineers - Ho Hey" i zaczęłam się ubierać. Założyłam bieliznę, długie, czarne rurki i fioletową tunikę. Na włosy założyłam opaskę, lekko się pomalowałam, a następnie wyszłam z łazienki. Upchałam książki do torby i powoli zeszłam na dół.
- Cześć słonko. - zawołał tata, nerwowo chodząc po domu. -  Zawieźć Cię do szkoły?
- Jeżeli to nie problem. - rzuciłam z uśmiechem.
- Kochanie mam sprawę...- zaczął.
Uśmiechnęłam się z nadzieją  może jednak nie zapomniał. Spojrzałam na niego pytająco i usiadłam na fotelu. Tata podszedł do mnie i założył mi kosmyk włosów za ucho. 
- Słonko...Mam dzisiaj dyżur... - oznajmił smutno
- Ooch... - szepnęłam. - To nic, naprawdę... będę czekać przy aucie.
Wzięłam moją ulubioną skórzaną kurtkę i wyszłam z domu. Miałam łzy w oczach, nie mogłam uwierzyć. Dlaczego teraz, dlaczego dzisiaj? Starałam się nie wybuchnąć płaczem. Ogarnij się Megan, nie masz 10 lat! - skarciłam się w myślach. Mimo wszystko otarłam łzy i poprawiłam włosy. Za rok też mam, przecież urodziny. Jednak te były dla mnie wyjątkowe, czekałam na nie cały rok. Dzisiaj był dzień moich 18 urodzin. Nadzieję, zostawiłam w moich przyjaciołach, może oni będą pamiętać...Tata podszedł do auta i go otworzył, otrząsnęłam się i szybko weszłam. Nie miałam ochoty rozmawiać, oparłam głowę o szybę, włożyłam słuchawki do uszu i odpłynęłam w rytm muzyki. Nagle ktoś szturchnął mnie w ramię. Otrząsnęłam się, wyjęłam słuchawki, wzięłam torbę i wyszłam z auta. Mnóstwo nastolatków pchało się do wejścia do szkoły. Niektórzy nerwowo rozglądali się dookoła siebie, czekając na odpowiedni moment by czmychnąć z lekcji.  Wzięłam głęboki wdech i weszłam do środka. Oczywiście po chwili ktoś mnie popchnął, strącając mi tym torbę z ramienia. Przeklnęłam cicho i nachyliłam się by podnieść książki. Nagle poczułam ostry ból w skroniach, syknęłam, a łzy zeszkliły mi oczy. Czułam na sobie wzrok wielu osób. Nie miałam pojęcia co się dzieję, wszystko widziałam jak przez mgłę. Zrobiło mi się słabo i zakręciło w głowie. Te wszystkie ataki przyczyniły się do jednego, upadłam na zimną posadzkę i straciłam przytomność.

*****

Obudziłam się, otworzyłam oczy i się rozejrzałam. Byłam w jakimś białym i jasnym pokoju. Ściany ozdabiały szafeczki z różnymi lekami, opatrunkami i strzykawkami. Leżałam przykryta kocem na leżance w gabinecie pielęgniarki. Usłyszałam jak znajome mi głosy dyskutują z pielęgniarką. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w ich rozmowę. 

- Ja muszę ją zobaczyć, proszę nam pozwolić! - nalegał jakiś chłopak.
- Prosimy! - pisnęła jakaś dziewczyna.
Poznałam ich. To był mój chłopak Dean i moja najlepsza przyjaciółka Cora.
- Już wam mówiłam, Meg potrzebuje teraz spokoju jest bardzo osłabiona. Będziecie mogli ją zobaczyć jak się obudzi i będzie z nią dobrze. - powiedziała pielęgniarka głosem nieznoszącym sprzeciwu.

Na myśl o moich przyjaciołach uśmiech zawitał mi na buzi. O dziwo nie czułam już żadnego bólu, czułam się....dobrze.
- Hej,...tu jestem? - powiedziałam lekko zachrypniętym głosem.
- Meg? - szepnął Dean.
Uśmiechnęłam się krótko, a sosnowe drzwi lekko się uchyliły wpuszczając do pomieszczenia trzy osoby. Blondynka zaczerpnęła ze świstem powietrza i podbiegła do mnie. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, przyjaciółka mocno mnie przytuliła. 
- Coro, uważaj! Meg dopiero się przebudziła. - skarciła ją pielęgniarka, podając mi jakieś białe tabletki.
- Co to? - zapytałam zaciekawiona.
- Hemofer, to co zawsze. Muszę zadzwonić do twojego ojca - westchnęła i usiadła koło mnie. - znowu zapomniał Ci o nich przypomnieć!
Uśmiechnęłam się i połknęłam tabletki bezproblemowo. Nagle poczułam,że ktoś łapie mnie za rękę, wzdrygnęłam się, ale zaraz potem uśmiechnęłam i wtuliłam w Dean'a.
- Dobrze się czujesz? - zapytała zatroskana Cora. 
- Czuję się dobrze, ale....- powiedziałam smutno.
- Ale, co? Co się dzieję? - zapytała pielęgniarka.
- Macie coś do jedzenia? Jestem strasznie głodna, nie jadłam nic od rana. - powiedziałam cicho.
Moi towarzysze spojrzeli na mnie z niedowierzaniem i wybuchnęli śmiechem, śmiałam się razem z nimi.

           ****


Zmęczona dniem szkolnym wracałam do domu. Jednak zapomnieli...wszyscy zapomnieli. To nic, sama też mogę spędzić urodziny. Powietrze targało mi włosy więc związałam je w koka i przyśpieszyłam. Rzuciłam torbę na stół, zamknęłam drzwi i poszłam do łazienka. Rozebrałam się i weszła pod prysznic. Zimne strumienie wody pozwoliły mi poukładać myśli. Ubrałam swój ulubiony dres, związałam włosy w koka i poszłam do kuchni. Ospale wyjęłam kawałek sernika z lodówki i świeczkę z szafki. Położyłam wszystko na talerzu, wbiłam świeczkę w sernik i zapaliłam ją. Wpatrywałam się w płomień, a uśmiech mimowolnie pojawił się na mojej twarzy. Teraz zostało mi tylko wymyślenie życzenia...więc, ehmm...Po prostu nie chcę być sama w urodziny. - pomyślałam z zamkniętymi oczami i zdmuchnęłam świeczkę. Nagle ktoś próbował się do mnie dodzwonić. Westchnęłam i odebrałam.
- Halo? - zapytałam beznamiętnie
- Meg?! Słuchaj, masz chwilkę...mogłabyś mnie podwieźć do miasta...ważna sprawa, jestem pod twoim domem. Możesz? - powiedziała na jednym wdechu moja przyjaciółka.
- Ehh...Jasne, już idę. - odpowiedziałam cicho i zakończyłam rozmowę.
Założyłam szybko trampki, zjadłam kawałek sernika i wyszłam trzaskając drzwiami. Cora naprawdę stała przed moim domem, nerwowo chodziła od kosza na śmieci do rabatki z kwiatami. 
- Hej! - kiedy mnie zobaczyła uśmiechnęła się i podbiegła do auta.
Odwzajemniłam uśmiech i szybko wpakowałam się do auta. Wyjechałam na jezdnie i pojechałam w stronę miasta.
- Więc...o co chodzi? - zapytałam z udawaną ciekawością.
- Dean...Jest w McLeyn'ie i potrzebuje podwózki do domu. - powiedziała zakłopotana.
- W McLeyn'ie?! - jęknęłam. - To po drugiej stronie miasta! Gdyby nie fakt, że jestem jego dziewczyną nie ruszyłabym tyłka z domu. 
Blondynka spojrzała na mnie przepraszająco i włączyła radio. Cora i Dean byli rodziną, kuzynami. Dean'a pierwszy raz spotkałam na imprezie urodzinowej Cory.  Tak się wszystko zaczęło, teraz ja i Dean jesteśmy parą, szczęśliwą parą. Jednak od paru dni zadaję sobie pytanie: Czy na pewno? Niby wszystko okej, dba o mnie, wspiera i kocha. Niestety znałam też jego złą stronę. Rozmyślania przerwały mi uwagi Cory.
- Teraz chyba w prawo, co nie? - zapytała nerwowo.
Przytaknęłam i zgodnie z spostrzeżeniem blondynki skręciłam w prawo.
Po kilku minutach dojechałyśmy na miejsce, zaparkowałam przed barem i obróciłam się w stronę Cory.
- Pójdź po niego, poczekam tu. - rzuciłam i napiłam się łyka Coli, która leżała w aucie.
Blondynka sprawiała wrażenie zaskoczonej i zakłopotanej moją decyzją.
- Jasne. - odpowiedziała cicho i szybko wyszła z auta.
Szybkim krokiem podążała do wejścia, ani się obejrzałam, a ona już zniknęła w czarnych drzwiach, nad którym widniał neonowy napis: " McLeyn's". Wzięłam głęboki wdech i rozejrzałam się dookoła siebie. Nic ciekawego. Byłam na przedmieściach Vegas w bardzo znanej i lubianej okolicy. Wiatr lekko wprowadzał w ruch korony okolicznych drzew. Zamyśleni ludzie z uśmiechem przemierzali ulice Vegas. Uśmiech mimowolnie zagościł na mojej twarzy. " McLeyn's " był naszym ulubionym barem od kiedy pamiętam, jedynym minusem było to, że dojeżdżało się tam w 30 minut. Nagle ktoś zapukał w okno auta, wzdrygnęłam się i obróciłam. To była Cora.
- Pomożesz? Dean jest trochę pijany, sama nie dam rady. - jęknęła blondynka i spojrzała na mnie błagalnie.
- Jasne. - westchnęłam, wygramoliłam się z auta i poszłam wraz z przyjaciółką do baru.
Wiatr zawiał mocnej więc przyśpieszyłam, Cora już weszła. W miarę możliwości ogarnęłam włosy i również weszłam. Gdy tylko minęłam próg zapaliły się wszystkie światła, masa sempertyn leciała w moją stronę, a wszyscy moi najbliżsi znajomi jak jeden mąż zawołali.
- Wszystkiego Najlepszego!

Oszołomiona stałam na progu baru, zaraz potem uśmiechnęłam się, a łzy napłynęły mi do oczu. Wszyscy ustawili się w kolejce, żeby złożyć mi życzenia. Bardzo mnie zdziwiło, że pierwszy w tej kolejce był mój tata. Mężczyzna uśmiechnął się i mocno mnie przytulił.
- Najlepszego słonko! - szepnął
- Dzięki. - odpowiedziałam nadal trochę zdezorientowana.
- Płaczesz? - zapytał z niedowierzaniem.
- To ze szczęścia. - szepnęłam zgodnie z prawdą.
- Mam dwie sprawy. - zaczął gdy tylko mnie puścił. - Pierwsza to, że mam dzisiaj dyżur, a druga to taka, że prezent czeka w domu.
Podziękowałam i pożegnałam się z tatą, wytarłam łzy i zwróciłam się do następnej osoby. Byli to Cora i Dean. Chłopak pocałował mnie czule, a następnie mocno przytulił. Zachichotałam i odwzajemniłam gest.
- Wszystkiego Najlepszego, skarbie. - szepnął mi na ucho.
- Dziękuje. - odpowiedziałam. Oplotłam rękami jego szyję i pocałowałam.
- Potem się będziecie miziać, teraz ja! - burknęłam Cora, a chwilę potem tupnęłam nogą w stylu obrażonej 8 latki.
Zaśmiałam się , odeszłam od Dean'a i zwróciłam się do przyjaciółki. Złapałam ją za ramiona, zmuszając tym gestem by spojrzała mi w oczy.
- Dziękuje za zorganizowanie świetnego przyjęcia. Jesteś najlepszą przyjaciółką jaką kiedykolwiek miałam. Co ja gadam jesteś dla mnie jak siostra, wspierasz kiedy mam doła, dajesz w pysk każdemu kto mnie skrzywdzi, powodujesz uśmiech na mojej twarzy w każdej sytuacji, zabierasz mnie co chwila na imprezy z których musimy wracać przez okno, żeby nie obudzić mojego taty. Zawdzięczam Ci tak wiele rzeczy. Po prostu Cię kocham. - skończyłam swój monolog i spojrzałam na Corę.
Dziewczyna sprawiała wrażenie jakby miała za chwilę wybuchnąć płaczem. Uśmiechnęła się i mocno mnie przytuliła. Odwzajemniłam jej gest.
- To było takie wzruszające, dziękuję. Też Cię kocham siostrzyczko. Tobie życzę  spełnienia marzeń, szczęścia z Dean'em, wiele szalonych imprez z nami i szczęścia, bo przecież zaczynasz nowe życie.
Uśmiechnęłam się, podziękowałam i zwróciłam się do następnej osoby. Był to wysoki brunet z nieziemskimi czekoladowymi oczami i cudownym uśmiechem. Nie wydawał mi się znajomy. Wyglądał na wysportowanego i w moim wieku. Był przystojny...Te oczy! Marzenie... Megan, przestań ta myśleć! Masz chłopaka. - powtarzałam w myślach. Otrząsnęłam się i spojrzałam na chłopaka.
- My się znamy? - zapytałam nieśmiało, ale z uśmiechem.
- Nie, ale chciałbym Cię poznać, jestem Nathe. - odpowiedział z czarującym uśmiechem.
Przygryzłam dolną wargę. A co mi szkodzi!
- Megan. - odpowiedziałam uśmiechnięta.
Chłopak nie patrzył już na mnie, wpatrywał się w coś powyżej mnie. Obróciłam głowę, okazało się, że Nathe patrzył na okno, a zaraz potem na zegarek. Wydało mi się to dość dziwne. Postanowiłam go zapytać.
- Coś się stało?
- Co? Nie. Wszystko w porządku, do zobaczenia później. - uśmiechnął się i odszedł.
Próbowałam go wypatrzeć, ale zniknął. Nagle przede mną stanęła Cora z siatką rzeczy.
- Przebierz się, tu są rzeczy. - szepnęła i wskazała na siatkę.
Wzięłam ją od blondynki i ruszyłam  stronę łazienki. Doszedł do mnie jeszcze głos Cory.
- Jubilatka musiała pójść się przebrać, życzenia będziecie mogli składać jak wróci. - zawołała wesoło.
Gdy tylko znalazłam łazienkę, szybko do niej weszłam. Oczywiście zatrzymałam się przy lustrze. Wzdrygnęłam się na sam widok. Każdy włos na mojej głowie sterczał w innym kierunku, a całodniowy makijaż rozmazał się na całej twarzy. Wzięłam ciuchy z siatki i weszłam do jednej z kabin. Włożyłam rękę do reklamówki i wyjęłam z niej krótką, czerwoną, bez ramiączek, seksowną sukienkę i wysokie czarne szpilki. Szybko się rozebrałam, zostając w samej bieliźnie, następnie delikatnie założyłam sukienkę, pasowała idealnie. Założyłam też szpilki, a stare rzeczy włożyłam do siatki. Wyszłam z kabiny i podeszłam do luster.  Nie będzie łatwo. - pomyślałam patrząc na tą katastrofę. Włożyłam rękę do siatki z nadzieją, że coś jeszcze znajdę. Po chwili wyjęłam szczotkę do włosów, lokówkę i masę kosmetyków. W duchu podziękowałam za taką wspaniałą przyjaciółkę jak Cora. Zaczęłam. Obmyłam twarz różnymi tonikami i płynami do demakijażu. Po kilku minutach udało mi się uzyskać czystą cerę. Następnie z trudem rozczesałam włosy i podkręciłam je lokówką. Podkreśliłam oczy eyelinerem, pomalowałam rzęsy i usta. Uśmiechnęłam się do samej siebie, byłam gotowa. Już chciałam wyjść, ale powstrzymał mnie ostry ból głowy, złapałam się za skronie i syknęłam. Ból był niewyobrażalny, nagle poczułam takie dziwne szarpnięcie, a ból zniknął. Ostrożnie wstałam i spojrzałam przed siebie. Przede mną stała średniego wzrostu brunetka, ubrana dokładnie tak jak ja. Serce zaczęło mi szybciej bić, nie miałam pojęcie co się dzieję. Nagle dziewczyna się obrociła. Położyłam dłoń na ustach tłumiąc tym krzyk. Dziewczyna w 100 % wyglądala jak ja.
- Hej Megan. - powiedziała ze złowrogim uśmiechem.

_________________________________________________________________



Hej :D Znacie mnie pewnie z http://megan-tvd-story.blogspot.com/ i http://katie-jonson-story.blogspot.com/. Mam nadzieję, że to opowiadanie wam się spodoba. Rozdziały będą dodawane tak raz na tydzień, może częściej, może rzadziej. Miłego czytania ;**