środa, 18 września 2013

Rozdział 3.



- Więc ty jesteś demonem mojej rodziny, tak? - zapytałam Michelle w drodze do szkoły.
O tym kim Michelle jest i o co w tym wszystkim chodzi gadałyśmy cały ranek. Dużo to ja z tego nie zrozumiałam . Wszystko było zagmatwane i pokręcone.
- Tak. - powiedziała dobitnie brunetka. - Mówię to wszystko ostatni raz. Jestem demonem twojej rodziny - Evansów. Mam około tysiąca lat i się nie starzeję. W świecie ludzi jesteśmy zależni od księżyca. W czasie pełni księżyca możemy wracać do własnego ciała. Oczywiście w naszym świecie tej zasady nie ma. Konflikt pomiędzy władcami w naszym królestwie doprowadził do tego, że teraz demony z królestwa Olivera muszą się ukrywać, albo podporządkować Stevenowi. Jestem o wiele szybsza i silniejsza niż przeciętny człowiek czy demon. Mam rożne nadnaturalne zdolności, np. : telepatia, telekineza, samo-regeneracja. Żeby przetrwać żerujemy na innych. Bierzemy od nich siłę i chęć do życia. Ty jesteś Przeklętym. Posiadasz nadnaturalną zdolność, którą sama musisz poznać. W każdej innej fazie księżyca żeruję na Tobie, używam Twojego ciała. Na razie nie będziesz kontrolowała tego, która z nas będzie używała twojego, bo jesteś nowa. Po jakimś czasie, używać twojego ciała będę mogła tylko jeśli się zgodzisz.
- Okej.
Z każdym kolejnym zdaniem wypowiedzianym przez Michelle, wszystko robiło się trudniejsze do zrozumienia, ale też bardzo ciekawe i inspirujące. Bardzo chciałam poznać jakąś historie z ich królestwa, jak to wszystko wygląda i w ogóle. Otrząsnęłam się i spojrzałam przed siebie. Stałyśmy przed bramką, za którą znajdował się budynek szkolny.
- Jeszcze jedno. - powiedziałam i spojrzałam na brunetkę. - Jak mamy rozmawiać przy ludziach? Trochę to będzie dziwne jak w czasie lekcji będę gadała do ściany.
To by było bardzo dziwne. Demonica uśmiechnęła się hytro i zwróciła wzrok w stronę szkoły.
- Taka pilna uczennica chce olewać nauczyciela i rozmawiać w czasie lekcji? - zapytała i prychnęła.
- Michelle...
- Dobra, a więc. Ja mogę mówić normalnie, bo mnie i tak nikt nie usłyszy. Do ciebie należy trudniejsza część. Jest to czymś w stylu telepatii. Musisz skupić i za pomocą swojej mądrej główki spowodować, żebym usłyszała Cię w mojej głowię. Nie jest to takie trudne, jak się wydaję.
Potaknęłam i wzięłam głęboki wdech. Skupiłam się i spojrzałam na Michelle. Ręka zaczęła mi drgać, nie widziałam o co chodzi. Postanowiłam się tym teraz nie martwić.
Co się dzieję z moją ręką?
Odetchnęłam i spojrzałam na brunetkę, dziewczyna się uśmiechała. Ręka przestała mi się trząść.
- Udało Ci się. - rzuciła i poszła w stronę szkoły.
Uśmiechnęłam się i pełna pozytywnej energii podążyłam za nią. Jesienne promienie słońca leniwie przedzierały się przez zielone korony drzew. Wiele uczniów biegło do budynku szkolnego, w obawie przed pierwszym spóźnieniem. Moja szkoła był pod tym względem bardzo rygorystyczna. Mi się jakoś specjalnie nie śpieszyło, był to mój ostatni rok w tej budzie. No właśnie, ostatni rok... Pójdę do collegu, zacznę nowe życie... Jednak jedna moja część nie chce opuszczać tego miejsca, ale druga chce się wyrwać jak najdalej stąd. Moje przemyślenia zakłócił szkolny dzwonek. Szybko weszłam do klasy i usiadłam na swoim miejscu, ostatniej ławce przy oknie. Pierwszą mieliśmy historie - nudy. Nic dziwnego, że połowę lekcji przespałam. Na koniec lekcji dostaliśmy jakieś ćwiczenia do zrobienia w domu. Następną mieliśmy biologie, więc skierowałam się do klasy na drugim piętrze.
- Megan! - zawołał ktoś za mną.
Okazało się, że to Cora. Biegła w moją stronę z szerokim uśmiechem na twarzy. Jej blond włosy opadały kaskadą na ramiona. Miała na sobie czarne rurki, conversy, kremową bluzkę na ramkach i czerwony sweterek, który świetnie podkreślał czerwień jej ust. Spojrzałam ostrzegawczo na Michelle. Dziewczyna nie zamieniła ze mną słowa od wejścia do szkoły, teraz rozglądała się po korytarzu. Westchnęłam głośno i zwróciłam się do przyjaciółki, która mocno mnie przytuliła.
- Hej! - zawołałam wesoło i odwzajemniłam uścisk.
- Hej! - powiedziała odchodząc kawałeczek ode mnie. - Jeny, jak się cieszę na ten rok szkolny! Będzie super! Widziałaś tą nową nauczycielkę? Jakaś dziwna jest... Mniejsza z nią, dzisiaj rano widziałam śliczną sukienkę i buty! Musimy iść je kupić! - powiedziała wszystko na jednym wdechu.
Zawsze byłam pod wrażeniem gadatliwości Cory, ale lubiłam to. Nigdy nie brakowało nam tematów do rozmów. Nowa nauczycielka? Ciekawe...
- Oczywiście, że musimy! - odpowiedziałam z entuzjazmem. - Poczekaj, kto to?
Zapytałam i wskazałam na pewnego bruneta na końcu korytarza. Miał na sobie jeansy, ciemne oficerki, czarny T-shirt i skórzaną kurtkę. Stał sam, a na jego twarzy widniał pół uśmiech. Cora spojrzała w jego stronę, uśmiechnęła się do mnie i poszła w stronę chłopaka. Chciałam ją jakoś powstrzymać, bo chłopak nie wyglądał na miłego i dobrego. Niestety blondynka była za daleko.

Z punktu widzenia Cory:

Pewnym krokiem szłam w jego stronę, ale mnie pamięć myliła, albo... Poprawiłam włosy i uśmiechnęłam się do niego.
- Znam Cię. - oświadczyłam, a chłopak spojrzał na mnie. - Byłeś przed " McLeyn'em " wczoraj, prawda?
Chłopak uśmiechnął się tajemniczo i zwrócił w moją stronę. Jego brązowe oczy, w których można było się rozpłynąć były teraz wpatrzone we mnie.
- Tak. - zgodził się. - Jestem Liam, a Ty Cora. Najbardziej znana dziewczyna w tej szkole.
Zaśmiałam się krótko, a nasze spojrzenia się spotkały. Czułam, że mogę mu ufać.
- Czy ja wiem... Może. Co teraz masz? - zapytałam z zainteresowaniem.
- Według planu mam teraz Geografie.
Posmutniałam, w duchu chciałam, żeby chłopak był ze mną w klasie. Odgranęłam włosy i wskazałam Liamowi klasę, w której odbywały się jego zajęcia. Jeszcze chwilę patrzyłam jak znika w tłumie, po chwili wspomnienia z wczoraj wróciły.

Wczoraj. Las Vegas, 22:09.
Lekko otumaniona wypitym alkoholem rozglądałam się po sali w poszukiwaniu przyjaciółki. Nigdzie jej nie było, ani w pośród tańczących nastolatków, ani pośród tych pijących. Dziwne... Jednak przypomniało mi się, że ostatnio widziałam jak wychodziła z baru. Poprawiłam strój i wyszłam. Prócz mroku omiatającego ulice Vegas, nie widziałam nic szczególnego. Chwila! Na parkingu zobaczyłam jakiegoś chłopaka opierającego się o maskę auta. Jedyne co zobaczyłam to, że był wysokim, dobrze zbudowanym brunetem, a ubrany był w raczej ciemne ciuchy. Położyłam ręce na biodrach i uśmiechnęłam się przelotnie. Chłopak zmierzył mnie wzrokiem, a chwilkę później uśmiechnął się łobuzersko. Chwilę tak uśmiechaliśmy się do siebie. Przełknęłam ślinę i kręcąc biodrami wróciłam do baru.

***

Z punktu widzenia Megan:

Cora miała racje, równo z dzwonkiem do klasy wmaszerowała wysoka blondynka. Włosy miała zaplecione w warkocza, a beżowa sukienka dodawała jej kobiecych kształtów. Wysokie obcasy stukały w podłogę, a brązowy sweterek podkreślał kolor jej oczu. Wpatrywała się w nas z troskliwym uśmiechem.
- Witajcie! - zaczęła. - Jestem Amanda Hopcher i jestem waszą nową nauczycielką biologi. Pani Belling wyjechała, ale zostawiła mi wszystkie związane z wami notatki. - tu wyjęła jakąś teczkę i zaczęła sortować kartki. - W tym roku macie maturę. Jest to bardzo dla was ważne, więc bierzemy się ostro do nauki. Na początek mam dla was testy, dzięki którym dowiem się na jakim poziomie jesteście. Macie pół godziny.
Jej obwieszczenie o teście spotkało się z głośnym protestem uczniów. Westchnęłam cicho i wyjęłam długopis. Po kilku minutach nauczycielka rozdała wszystkim arkusze i usiadła przed biurkiem na szczycie klasy. Przeczesałam włosy ręką i zaczęłam rozwiązywać test. Nie był on bardzo trudny, więc większość zadań zrobiłam. Jednak było kilka zadań przy których łapałam się za głowę. Po wyznaczonym czasie Pani Hopcher zebrała testy. Mieliśmy jeszcze kilka minut lekcji, więc chciałam pogadać trochę z Michelle. Skupiłam się i wzięłam głęboki wdech.
" O co chodzi z Nathem i Connerem? "
Dziewczynie uśmiech spełzł z twarzy, a pojawił się grymas pogardy.
" Connor jest demonem rodziny Torres'ów. Nathe, jak się domyślasz, jest przeklęty tak jak ty. Connor trzyma ze Steven'em, ściga mnie od momentu wojny. Jestem silniejsza od Connora, dlatego go wczoraj pokonałam. Zakładam, że Stev już wysłał mu wsparcie. Nie powinnaś ufać żadnemu z nich " powiedziała beznamiętnie patrząc w las za oknem.
" Czyli ten Steven chce naszej..." nie potrafiłam tego wymówić.
"...śmierci. Tak w gratisie dodam, że tamtej imprezowej nocy, kiedy pierwszy raz widziałaś Nathe'a, tak naprawdę był to Connor. " Widząc moją zdziwioną minę dodała. " Tak wiem, potrafi być czarujący..."
Naszą konwersacje zakłócił dzwonek. Nauczycielka wypuściła wszystkich na przerwę, mnie jednak zatrzymała.
" Muszę coś załatwić, spotkamy się wieczorem" zakomunikowała Michelle i zniknęła.
Wzięłam głęboki wdech, założyłam torbę na ramię i podeszłam do nauczycielki.
- Megan Evans? - zapytała
Przytaknęłam i oparłam się o ścianę. Kobieta uśmiechnęła się krótko, wyminęła mnie i zamknęła uchylone drzwi.
- Evans. - szeptała do siebie. - Jak miło.
Zwróciła się w moją stronę. Na jej twarzy malował się złowieszczy uśmiech, a oczy przybrały kolor podobny do Michelle, tylko trochę ciemniejszy. Przeraziłam się i pobiegłam  stronę drzwi. Uniemożliwił mi to okropny ból głowy. Złapałam się za skronie i upadłam na kolana.
- Gdzie jest Michelle?! - syknęłam wściekła w moją stronę.
Ból coraz gorszy, łzy zeszkliły mi oczy.
- Nie wiem! - krzyknęłam głosem przepełnionym bólem.
- Nie kłam! - wrzasnęła i kopnęła mnie tak mocno, że wylądowałam na drugim końcu klasy.
Nie miałam siły płakać, bolało mnie całe ciało, każda najmniejsza kość. Głowę nawiedzały coraz to gorsze bóle. Krzyczałam żeby przestała, ale ona tylko wybuchnęła śmiechem. Szykowałam się na najgorsze, ona mnie zabije. Nie miałam z nią najmniejszych szans. Zamknęłam oczy, nie chciałam widzieć jej twarzy. Głowę przeszył kolejny ostry ból, krzyknęłam. Nagle kobieta upadła, a za nią stał wysoki brązowooki brunet. Nathe. - pomyślałam i straciłam przytomność.

Z punktu widzenia Michelle.

Cichutko przemieszczałam się po lasach Królestwa. Od czasu wojny nic tu się nie zmieniło. Tutejsze pola były nieurodzajne, a drzewa nie kołysały się lekko zrzucając czerwone liście na małe dzieci. Dawna świetność tego miejsca zniknęła, to nie było to samo. Po między koronami drzew było widać przepiękną tarczę księżyca. Zatrzymałam się i z uśmiechem wpatrywałam w niebo. W tym świecie nie było pór roku, księżyc ozdabiał niebo całą dobę. To miejsce dla słońca było zupełnie obce. Światło dawały gwiazdy, które w ciągu dnia mieniły się jak diamenty. Otrząsnęłam się i podeszłam do pewnego domku na obrzeżach lasu. Zapukałam i czekałam, aż dziewczyna otworzy. Zniecierpliwiona sama weszłam do środka. Zdziwiło mnie to co tam zastałam. Wszystkie meble były zniszczone i porozrzucane po całym pomieszczeniu. Postrzępione firany, wpuszczały skrawki światła gwiazd do środka. Nie miałam pojęcia co tu ię mogło stać, nagle usłyszałam stukot za plecami. Obróciłam się na pięcie i ujrzałam niską brunetkę. Miała na oko 16 lat. Spojrzałam na nią groźnie, ona uniosła ręce ku górze.
- Spokojnie, nie wydam Cię. - oświadczyła i spuściła ręce. - Nie wiesz co tu się stało, prawda? - pokręciłam zdziwiona głową. - Rano Steven przyszedł tu, splądrował jej dom i zabił Natalie. Podobno go zdradziła, czy coś.
Jak to ją zabił?! Szybko wybiegłam z domu, oparłam się o jakieś drzewo i przeczesałam włosy ręką. Coś we mnie pękło. Nie, nie, nie, to się nie dzieję! NIE! Łzy zeszkliły mi oczy. Natalie była moją przyjaciółką... Przeze mnie nie żyje! Osunęłam się na trawę i wybuchnęłam płaczem. Wyobraziłam sobie scenę jak Stev bez skrupułów i bez litości ją zabija. Jej krzyk i prośby by tego nie robił, ale to zrobił. Zemszczę się! Ten sk**wisyn mnie popamięta! Niestety nie mogłam opanować łez i przyśpieszonego oddechu. Nagle ktoś stanął przede mną, zerwałam się na równe nogi i spojrzałam w ciemność. Connor. - pomyślałam. Chłopak wynurzył się z mroku i widząc mój stan bez zastanowienia mnie przytulił. Próbowałam się jakoś wyswobodzić, ale nie wytrzymałam i znowu wybuchnęłam płaczem. Chłopak głaskał mnie po włosach i mocniej przytulił. Odwzajemniłam gest, zamknęłam oczy i spróbowałam się uspokoić. Udało się. Odsunęłam głowę i spojrzałam prosto w jego oczy. Było nich współczucie, smutek i troska. "Tak wiem, potrafi być czarujący..." - przypomniałam sobie swoje własne słowa na temat bruneta.Oj, potrafił... Bez zastanowienia wpiłam się namiętnie w jego usta. Chłopak odwzajemnił mój gest i przyciągnął mnie bliżej siebie. Zatopiłam rękę w jego włosach, a drugą objęłam za szyję. Nagle, w ułamku sekundy, poczułam coś, coś czego dawno nie czułam i coś czego nie chciałam. Na chwilę przerwałam pocałunek i spojrzałam na niego. Nie wiem dlaczego, ale uśmiech mimowolnie zawitał na mojej twarzy.
- Powtórka z rozrywki? - zapytał
- Dlaczego nie.
Chłopak pocałował mnie namiętnie, odwzajemniałam każdy jego pocałunek. Możemy się domyśleć, co stało się potem.

*~*~*~*

Hej!

Przepraszam was, że dopiero teraz dodaję, ale mam kłopoty z komputerem... Mi się ten rozdział podoba, ale opinie zostawiam wam, kochani :**
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Uwierzcie, każdy komentarz bardzo mnie motywuje! <3
Do napisania ;**

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział II

Oszołomiona i przerażona wpatrywałam się w dziewczynę stojącą przede mną. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Brunetka uśmiechała łobuzersko.
- Nie, nie, nie. - szeptałam przerażona i odsunęłam się jak najdalej.
- Nareszcie! - westchnęła i obróciła się na pięcie w stronę luster. - Ile można siedzieć w jednym miejscu...
- Co tu się dzieję, do cholery?! - szepnęłam do dziewczyny.
Prychnęła lekceważąco i niechętnie obróciła się w mojej stronę. Tak łudząco przypominała mnie, ale było w niej coś innego... Coś tajemniczego i mrocznego.
- Jestem Miche... - przerwała, bo ktoś wszedł do łazienki.
Przetarłam oczy, poprawiłam włosy i podeszłam bliżej. Do łazienki weszła Ashley, szkolna plotkara. Była lekko szurnięta. Uśmiechnęłam się i zrobiłam krok przed siebie.
- Hej! - zawołałam wesoło.
Zamurowało mnie, Ashley nie patrzyła na mnie, jakby w ogóle mnie nie widziała, ani słyszała. Blondynka podeszła do mojej kopii, albo czymkolwiek ona była.
- Wszystkiego najlepszego Meg! - zawołała i ją przytuliła.
- Dziękuje. - odpowiedziała i uśmiechnęła się do mnie wrednie.
Wzięłam głęboki wdech, nie mogłam pojąć co tu się dzieję. Dlaczego ona mnie nie widzi?! I dlaczego uważa, że ja to...Ona?! Postanowiłam coś sprawdzić. Stanęłam za Ashley i czekałam aż się obróci. Dziewczyna po chwili zrobiła to na co czekałam. Uśmiechnęłam się z nadzieją. Niestety dziewczyna przeszła przeze mnie. Jakbym była duchem. Gdy drzwi od łazienki się zamknęły, spojrzałam wkurzona na brunetkę.
- Kim ty jesteś?! - pytałam zdenerwowana.
- Michelle. - powiedziała dumnie. - a teraz przepraszam, ale muszę się napić!
Dziewczyna wyminęła mnie i wyszła z łazienki. Przez chwilę stałam sparaliżowana, otrząsnęłam się i pobiegłam za Michelle. Dziewczyna siedziała przy barze, czekając na barmana. Podeszłam do niej i usiadłam naprzeciw.
- Co tu się dzieję?! Dlaczego nikt mnie nie widzi? - pytałam przestraszona.
Kobieta zachichotała i zwróciła się do barmana.
- Czego życzy sobie nasza Jubilatka? - zapytał wesoło barman.
- Szkocka z lodem, tylko szybko. Mam pewną sprawę. - rzuciła chłodno i nie chętnie spojrzała na mnie.
- Dobrze, dobrze. - westchnął widocznie smutniejszy.
Chciałam coś powiedzieć, ale i tak nikt mnie nie usłyszy... Cholera! Spojrzałam na brunetkę pytająco.
- Nie widzą Cię, bo nie masz ciała. Nie widzisz tej białej aury dookoła ciebie? Jesteś zjawą, samotną duszyczką, duchem, jak kto woli.  - odpowiedziała
- A ty kim jesteś? Moim sobowtórem, czy kim? - pytałam zaciekawiana, ale nadal przestraszona.
- O nie! Na pewno nie jestem twoim sobowtórem. - zmierzyła mnie wzrokiem i prychnęła. - Jestem czymś o wiele fajniejszym.
Byłam bardzo ciekawa tego kim ona jest. Już chciałam zapytać, ale przerwała mi Ashley.
- Megan, pewien chłopak powiedział, że chciałby porozmawiać. Jest przed klubem. Niezłe ciacho. - pisnęła podekscytowana Ashley.
- Dziękuje. - szepnęła Michelle, to znaczy ja... Znaczy Michelle w moim ciele.... Jeny, nigdy to tego nie przywyknę.
Brunetka wstała i udała się do wyjścia. Oczywiście udałam się za nią. Dopiero teraz zauważyłam jak muzyka głośno gra. Zakryłam uszy rękoma i szłam dalej. Wszyscy tańczyli, jedli i śmiali się. Cora odwaliła kawał dobrej roboty, nie chciałam wychodzić, ale musiałam. Przygryzłam dolną wargę i wybiegłam z baru. Było niepokojąco ciemno, a nie było jeszcze aż tak późno. Jedyne oświetlenie na ulice dawały wysokie latarnie. Rozejrzałam się dookoła siebie, coś czerwonego mignęło mi przed oczami. Uśmiechnęłam się i pobiegłam. Po chwili ją znalazłam, stała w jakieś ciemnej uliczce, w której jedynym źródłem światła była maleńka latarnia. Michelle wyraźnie na coś czekała. Ciężko oddychając podeszłam do dziewczyny.
- Na co czekasz? - zapytał
Dziewczyna uśmiechnęła się złowieszczo i obróciła się na pięcie.
- Connor. - westchnęła beznamiętnie. - Stev naprawdę nie ma kogo wysyłać?
- Przyszedłem po ciebie. - warknął
- To co? Teraz jesteś jego chłopcem na posyłki. - odwarknęła.
- Nie utrudniaj! - syknął przez zęby.
Dopiero teraz zobaczyłam twarz mężczyzny. Zamurowało mnie. To był Nathe, ale nie wyglądał jak on. Miał coś mrocznego, jak Michelle. Dlaczego on mówi na niego Connor? O jakiego Stevena chodzi? Brunetka uśmiechnęła się chłodno i rzuciła na mężczyznę. Zaczerpnęłam rozpaczliwie powietrza i patrzyłam na przebieg walki. O dziwo Michelle wygrywała. Kopnęła go, a chłopak z hukiem wylądował na ścianie. Tak zwany Connor szybko wstał i przygwoździł Michelle do ściany. Dziewczyna walnęła mocno głową o ścianę, ktoś normalny już dawno by stracił przytomność. Brunetka spojrzała na niego wściekła i uderzyła go w twarz z taką siłą, że chłopak wylądował na drugiej stronie uliczki. Michelle podeszła do niego i przytrzymała za kark przy chodniku.
- Przekaż swojemu szefowi, że jeżeli chce mnie złapać, niech przyśle kogoś lepszego. - syknęła przez zęby i skręciła mu kark.
- Zwariowałaś?! - krzyknęłam przerażona i podbiegłam do chłopaka.
Uklękłam koło niego i sprawdziłam puls. Nic nie wyczułam . Łzy zeszkliły mi oczy, nie wiedziałam co robić, spojrzałam na Michelle z przerażeniem i wściekłością. Dziewczyna przewróciła oczami i spojrzała na mnie beznamiętnie.
- Spokojnie, nic mu nie będzie. Nie długo się obudzi, dalej chodź! - syknęła i poszła przed siebie.
- Do..Dobrze. - szepnęłam zdezorientowana.
Spojrzałam na chłopaka i położyłam rękę na jego policzku. Uśmiechnęłam się, ale nagle wszystko zniknęło. Ciemność to jedyne co widziałam... Trzask... Czarne kruki okrążające wielki, przerażający zamek... Mężczyzna o czarnych włosach zabija masę ludzi... Mała czarnowłosa dziewczynka płacząca w środku mrocznego lasu... Przeraźliwy kobiecy krzyk... Trzask!
Jakby porażona piorunem odsunęłam rękę o twarzy bruneta. Otrząsnęłam się i pobiegłam za Michelle.
- Czekaj, czekaj. - zawołałam za brunetką.
Dziewczyna czekała w aucie. Usiadłam ze strony pasażera i spojrzałam pytająco na Michelle.
- Jedziemy do domu. - syknęła i z piskiem opon wyjechała na jezdnie.
Wzięłam głęboki wdech i zapięłam pas. W czasie podróży nie zamieniłyśmy ani słowa. Nie mogłam zrozumieć co się dzieję. No dobra, jakaś Michelle jest w moim ciele, a ja jestem teraz coś w stylu ducha. Kim jest Nathe i Connor i co Stev chce od Michelle? Pytania mnożyły mi się w głowie. Nawet nie zauważyłam jak dojechałyśmy do domu. Brunetka szybko wyszła z auta i zdecydowanym krokiem weszła do domu. Otrząsnęłam się i poszłam za nią. Dziewczynę zastałam w kuchni, grzebała w prawie wszystkich szafkach robiąc przy tym wielki bałagan.
- Hej, hej! - zawołałam i stanęłam przy niej. - Przestań! Powiedz czego szukasz.
- Masz sól ? - zapytała nie przestając przeszukiwania szafek.
- Tak mam. - warknęłam i odsunęłam dziewczynę od szafek. - Tutaj.
Wskazałam na szafkę po prawej i wyjęłam sól. Spojrzałam na nią pytająco, ona tylko wzięła ode mnie paczkę i podeszła do drzwi frontowych. Byłam ciekawa, ale też trochę przestraszona tym co zamierza zrobić. Dziewczyna wysypała trochę soli na podłogę przy drzwiach. Wybałuszyłam oczy patrząc na poczynania brunetki.
- Co ty... - nie zdążyłam dokończyć, bo Michelle mnie ominęła i zniknęła w głębi domu.
Przygryzłam dolną wargę i postanowiłam pójść za nią. Dziewczyna wykonywała tą samą czynność co przy drzwiach, tylko tym razem rozsypywała sól przy listwach przyściennych. Cały pokój był okrążony solą. Zdziwiona patrzyłam na brunetkę.
- Co to ma znaczyć? - zapytałam po chwili.
Brunetka usiadła na skórzanym fotelu w kącie pokoju. Wydawała się osłabiona i zmartwiona.
- Sól zablokuje go przed wejściem tutaj, jak już się obudzi. Tu jesteśmy bezpieczne. - westchnęła i złapała się za tył głowy.
Na jej twarzy zawitał grymas bólu, spojrzała na swoją rękę, która była cała w krwi. Spojrzałam na nią przerażona, Michelle przechyliła głowę w bok i wzięła głęboki wdech. Uśmiechnęła się, wytarła dłoń i wbiła wzrok w podłogę.
- To wszystko?! Powiesz mi może co się ze mną dzieje, co?! - pytałam zdenerwowana.
Dziewczyna spojrzała prosto w moje oczy, a ja zrobiłam się senna. Ostatnie co zobaczyłam przed odpłynięciem był uśmiech na jej twarzy.

~Gdzieś w Królestwie.~

Młody mężczyzna przedzierał się pod osłoną nocy do wielkiego zamku. Księżyc oświetlał mu drogę. Brunet rozglądał się dookoła siebie, obdarzając każdego surowym spojrzeniem. Chłopak podniósł rękę i zacisnął dłoń w pięść. Przechylił głowę w bok, schylił się i z całej siły walnął nią w ziemię. Zaśmiał się krótko i z szyderczym uśmiechem spojrzał przed siebie. Chmara potężnym, czarnych kruków zmierzała w jego kierunku. Kruki uformowały się w postać człowieka i zaskrzeczały. W miejscu ptaków stał teraz wyprostowany, czarnowłosy mężczyzna. Postać była ubrana głownie na czarno. Kamienie szlachetne, którymi były wysadzone pierścienie mężczyzny pięknie się mieniły, a czarna peleryna lekko powiewała na wietrze. Jego zielone oczy wpatrywały się w bruneta, a usta była wykrzywione w złowrogim uśmieszku.
- Witaj Connorze. - zwrócił się do bruneta. - Mam nadzieję, że wykonałeś zadane przeze mnie zadanie.
Serce chłopaka zabiło szybciej, jednak jego twarz nie pokazywała żadnej emocji.
- Przykro mi Panie, ale nie udało mi się. Ona jest potężniejsza niż myśleliśmy. - szepnął.
- Co?! Czy moje polecenie nie było proste?! Znajdź ją i przyprowadź. - wzburzony mężczyzna nie mógł zrozumieć swojego podwładnego.
Podszedł do niego, złapał za szyję i podniósł. Brunet zaczął się dusić.
- Dam Ci jeszcze jedną szansę. Ostatnią! Wolisz nie wiedzieć co Cię czeka jak mnie zawiedziesz. Znowu. - mówił przez zęby trzymając chłopaka nad ziemią. Po chwili spojrzał na niego i rzucił kilka metrów przed siebie.Obolały Connor spojrzał na mężczyznę.
- Wiesz, że potrzebuję wsparcia! - krzyknął zachrypniętym głosem.
- Dobrze. - rzucił niechętnie. - Jutro dołączy do ciebie Liam. A teraz znikaj mi z oczu!
Wkurzony mężczyzna obrócił się na pięcie, nie obdarzając chłopaka żadnym spojrzeniem. Był wściekły, musiał się jej pozbyć! Wiedział, że Connor go nie zawiedzie. Uśmiechnął się złowrogo. Miał plan.

~W domu Megan~

Obudziłam się z lekkim bólem głowy. Nieprzytomna usiadłam na łóżku i wzięłam głęboki wdech. Nagle wszystko wróciło, wspomnienia z całego wczorajszego dnia. Jak poparzona wstałam z łóżka i podbiegłam do lustro. Uśmiechnęłam się, tej białej aury już nie było. Westchnęłam i zachichotałam.
- Dzień Dobry, słoneczko. - zawołał ktoś za mną.
Wzdrygnęłam się, a uśmiech zniknął z mojej twarzy. Przerażona obróciłam się. Przed moimi oczami stała wysoka brunetka z zielona-błękitnymi oczami, usta miała pomalowane czerwoną szminką. Na sobie miała ciemne rurki, czarne kozaki, białą bokserkę i szary sweterek. Uśmiechała się szyderczo w moją stronę.


- Michelle? - zapytałam przerażona.
- Bingo! - zawołała wesoło.
- Jak? Powiesz mi co tu się dzieję? Proszę! - pytałam
Dziewczyna prychnęła i podeszła do mnie. Przeraziłam się, jej oczy przybrały srebrno-metaliczny kolor.
- Jesteś Przeklęta. - powiedziała z powagą. - A ja jestem demonem.

_________________________________________________________________________________


No to mamy drugi rozdział :D
Mam nadzieję, że się spodoba ^^
Smutną wiadomością jest to,że następny rozdział pojawi się dopiero we wrześniu, bo teraz wyjeżdżam na
dwa tygodnie. Opinie na temat rozdziału zostawiam wam, mi osobiście się podoba.
A! Jeszcze mam do was pytanie: Pisać w narracji trzecioosobowej czy pierwszoosobowej?
Do napisania ;*

czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział I

Obudziłam się i spojrzałam na zegarek, 6:30. Wzięłam głęboki wdech, ziewnęłam i wstałam. Znów ten przeklęty poniedziałek, ale dzisiaj ma być inaczej, musi być. Na dworze było pochmurnie, ale słonecznie, mimo że to dopiero początek roku szkolnego. Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy i poszłam do łazienki. Przeczesałam włosy ręką i przyjrzałam się sobie. Moje długie, ciemne, falowane włosy swobodnie opadały na ramiona. Szybko obmyłam twarz i otworzyłam moje brązowe oczy. Mój tata uważał, że są przepiękne, takie inne, wyjątkowe.  Dzisiaj moje oczy były jednak zapuchnięte i zmęczone. Dlaczego? Ponieważ płakałam. Płakałam z powodu mojej mamy, która umarła jak miałam 9 lat. Od tego momentu mieszkałam z tatą. Po śmierci było ciężko, ale dzięki pomocy taty i przyjaciół dałam radę. Włączyłam piosenkę " The Lumineers - Ho Hey" i zaczęłam się ubierać. Założyłam bieliznę, długie, czarne rurki i fioletową tunikę. Na włosy założyłam opaskę, lekko się pomalowałam, a następnie wyszłam z łazienki. Upchałam książki do torby i powoli zeszłam na dół.
- Cześć słonko. - zawołał tata, nerwowo chodząc po domu. -  Zawieźć Cię do szkoły?
- Jeżeli to nie problem. - rzuciłam z uśmiechem.
- Kochanie mam sprawę...- zaczął.
Uśmiechnęłam się z nadzieją  może jednak nie zapomniał. Spojrzałam na niego pytająco i usiadłam na fotelu. Tata podszedł do mnie i założył mi kosmyk włosów za ucho. 
- Słonko...Mam dzisiaj dyżur... - oznajmił smutno
- Ooch... - szepnęłam. - To nic, naprawdę... będę czekać przy aucie.
Wzięłam moją ulubioną skórzaną kurtkę i wyszłam z domu. Miałam łzy w oczach, nie mogłam uwierzyć. Dlaczego teraz, dlaczego dzisiaj? Starałam się nie wybuchnąć płaczem. Ogarnij się Megan, nie masz 10 lat! - skarciłam się w myślach. Mimo wszystko otarłam łzy i poprawiłam włosy. Za rok też mam, przecież urodziny. Jednak te były dla mnie wyjątkowe, czekałam na nie cały rok. Dzisiaj był dzień moich 18 urodzin. Nadzieję, zostawiłam w moich przyjaciołach, może oni będą pamiętać...Tata podszedł do auta i go otworzył, otrząsnęłam się i szybko weszłam. Nie miałam ochoty rozmawiać, oparłam głowę o szybę, włożyłam słuchawki do uszu i odpłynęłam w rytm muzyki. Nagle ktoś szturchnął mnie w ramię. Otrząsnęłam się, wyjęłam słuchawki, wzięłam torbę i wyszłam z auta. Mnóstwo nastolatków pchało się do wejścia do szkoły. Niektórzy nerwowo rozglądali się dookoła siebie, czekając na odpowiedni moment by czmychnąć z lekcji.  Wzięłam głęboki wdech i weszłam do środka. Oczywiście po chwili ktoś mnie popchnął, strącając mi tym torbę z ramienia. Przeklnęłam cicho i nachyliłam się by podnieść książki. Nagle poczułam ostry ból w skroniach, syknęłam, a łzy zeszkliły mi oczy. Czułam na sobie wzrok wielu osób. Nie miałam pojęcia co się dzieję, wszystko widziałam jak przez mgłę. Zrobiło mi się słabo i zakręciło w głowie. Te wszystkie ataki przyczyniły się do jednego, upadłam na zimną posadzkę i straciłam przytomność.

*****

Obudziłam się, otworzyłam oczy i się rozejrzałam. Byłam w jakimś białym i jasnym pokoju. Ściany ozdabiały szafeczki z różnymi lekami, opatrunkami i strzykawkami. Leżałam przykryta kocem na leżance w gabinecie pielęgniarki. Usłyszałam jak znajome mi głosy dyskutują z pielęgniarką. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w ich rozmowę. 

- Ja muszę ją zobaczyć, proszę nam pozwolić! - nalegał jakiś chłopak.
- Prosimy! - pisnęła jakaś dziewczyna.
Poznałam ich. To był mój chłopak Dean i moja najlepsza przyjaciółka Cora.
- Już wam mówiłam, Meg potrzebuje teraz spokoju jest bardzo osłabiona. Będziecie mogli ją zobaczyć jak się obudzi i będzie z nią dobrze. - powiedziała pielęgniarka głosem nieznoszącym sprzeciwu.

Na myśl o moich przyjaciołach uśmiech zawitał mi na buzi. O dziwo nie czułam już żadnego bólu, czułam się....dobrze.
- Hej,...tu jestem? - powiedziałam lekko zachrypniętym głosem.
- Meg? - szepnął Dean.
Uśmiechnęłam się krótko, a sosnowe drzwi lekko się uchyliły wpuszczając do pomieszczenia trzy osoby. Blondynka zaczerpnęła ze świstem powietrza i podbiegła do mnie. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, przyjaciółka mocno mnie przytuliła. 
- Coro, uważaj! Meg dopiero się przebudziła. - skarciła ją pielęgniarka, podając mi jakieś białe tabletki.
- Co to? - zapytałam zaciekawiona.
- Hemofer, to co zawsze. Muszę zadzwonić do twojego ojca - westchnęła i usiadła koło mnie. - znowu zapomniał Ci o nich przypomnieć!
Uśmiechnęłam się i połknęłam tabletki bezproblemowo. Nagle poczułam,że ktoś łapie mnie za rękę, wzdrygnęłam się, ale zaraz potem uśmiechnęłam i wtuliłam w Dean'a.
- Dobrze się czujesz? - zapytała zatroskana Cora. 
- Czuję się dobrze, ale....- powiedziałam smutno.
- Ale, co? Co się dzieję? - zapytała pielęgniarka.
- Macie coś do jedzenia? Jestem strasznie głodna, nie jadłam nic od rana. - powiedziałam cicho.
Moi towarzysze spojrzeli na mnie z niedowierzaniem i wybuchnęli śmiechem, śmiałam się razem z nimi.

           ****


Zmęczona dniem szkolnym wracałam do domu. Jednak zapomnieli...wszyscy zapomnieli. To nic, sama też mogę spędzić urodziny. Powietrze targało mi włosy więc związałam je w koka i przyśpieszyłam. Rzuciłam torbę na stół, zamknęłam drzwi i poszłam do łazienka. Rozebrałam się i weszła pod prysznic. Zimne strumienie wody pozwoliły mi poukładać myśli. Ubrałam swój ulubiony dres, związałam włosy w koka i poszłam do kuchni. Ospale wyjęłam kawałek sernika z lodówki i świeczkę z szafki. Położyłam wszystko na talerzu, wbiłam świeczkę w sernik i zapaliłam ją. Wpatrywałam się w płomień, a uśmiech mimowolnie pojawił się na mojej twarzy. Teraz zostało mi tylko wymyślenie życzenia...więc, ehmm...Po prostu nie chcę być sama w urodziny. - pomyślałam z zamkniętymi oczami i zdmuchnęłam świeczkę. Nagle ktoś próbował się do mnie dodzwonić. Westchnęłam i odebrałam.
- Halo? - zapytałam beznamiętnie
- Meg?! Słuchaj, masz chwilkę...mogłabyś mnie podwieźć do miasta...ważna sprawa, jestem pod twoim domem. Możesz? - powiedziała na jednym wdechu moja przyjaciółka.
- Ehh...Jasne, już idę. - odpowiedziałam cicho i zakończyłam rozmowę.
Założyłam szybko trampki, zjadłam kawałek sernika i wyszłam trzaskając drzwiami. Cora naprawdę stała przed moim domem, nerwowo chodziła od kosza na śmieci do rabatki z kwiatami. 
- Hej! - kiedy mnie zobaczyła uśmiechnęła się i podbiegła do auta.
Odwzajemniłam uśmiech i szybko wpakowałam się do auta. Wyjechałam na jezdnie i pojechałam w stronę miasta.
- Więc...o co chodzi? - zapytałam z udawaną ciekawością.
- Dean...Jest w McLeyn'ie i potrzebuje podwózki do domu. - powiedziała zakłopotana.
- W McLeyn'ie?! - jęknęłam. - To po drugiej stronie miasta! Gdyby nie fakt, że jestem jego dziewczyną nie ruszyłabym tyłka z domu. 
Blondynka spojrzała na mnie przepraszająco i włączyła radio. Cora i Dean byli rodziną, kuzynami. Dean'a pierwszy raz spotkałam na imprezie urodzinowej Cory.  Tak się wszystko zaczęło, teraz ja i Dean jesteśmy parą, szczęśliwą parą. Jednak od paru dni zadaję sobie pytanie: Czy na pewno? Niby wszystko okej, dba o mnie, wspiera i kocha. Niestety znałam też jego złą stronę. Rozmyślania przerwały mi uwagi Cory.
- Teraz chyba w prawo, co nie? - zapytała nerwowo.
Przytaknęłam i zgodnie z spostrzeżeniem blondynki skręciłam w prawo.
Po kilku minutach dojechałyśmy na miejsce, zaparkowałam przed barem i obróciłam się w stronę Cory.
- Pójdź po niego, poczekam tu. - rzuciłam i napiłam się łyka Coli, która leżała w aucie.
Blondynka sprawiała wrażenie zaskoczonej i zakłopotanej moją decyzją.
- Jasne. - odpowiedziała cicho i szybko wyszła z auta.
Szybkim krokiem podążała do wejścia, ani się obejrzałam, a ona już zniknęła w czarnych drzwiach, nad którym widniał neonowy napis: " McLeyn's". Wzięłam głęboki wdech i rozejrzałam się dookoła siebie. Nic ciekawego. Byłam na przedmieściach Vegas w bardzo znanej i lubianej okolicy. Wiatr lekko wprowadzał w ruch korony okolicznych drzew. Zamyśleni ludzie z uśmiechem przemierzali ulice Vegas. Uśmiech mimowolnie zagościł na mojej twarzy. " McLeyn's " był naszym ulubionym barem od kiedy pamiętam, jedynym minusem było to, że dojeżdżało się tam w 30 minut. Nagle ktoś zapukał w okno auta, wzdrygnęłam się i obróciłam. To była Cora.
- Pomożesz? Dean jest trochę pijany, sama nie dam rady. - jęknęła blondynka i spojrzała na mnie błagalnie.
- Jasne. - westchnęłam, wygramoliłam się z auta i poszłam wraz z przyjaciółką do baru.
Wiatr zawiał mocnej więc przyśpieszyłam, Cora już weszła. W miarę możliwości ogarnęłam włosy i również weszłam. Gdy tylko minęłam próg zapaliły się wszystkie światła, masa sempertyn leciała w moją stronę, a wszyscy moi najbliżsi znajomi jak jeden mąż zawołali.
- Wszystkiego Najlepszego!

Oszołomiona stałam na progu baru, zaraz potem uśmiechnęłam się, a łzy napłynęły mi do oczu. Wszyscy ustawili się w kolejce, żeby złożyć mi życzenia. Bardzo mnie zdziwiło, że pierwszy w tej kolejce był mój tata. Mężczyzna uśmiechnął się i mocno mnie przytulił.
- Najlepszego słonko! - szepnął
- Dzięki. - odpowiedziałam nadal trochę zdezorientowana.
- Płaczesz? - zapytał z niedowierzaniem.
- To ze szczęścia. - szepnęłam zgodnie z prawdą.
- Mam dwie sprawy. - zaczął gdy tylko mnie puścił. - Pierwsza to, że mam dzisiaj dyżur, a druga to taka, że prezent czeka w domu.
Podziękowałam i pożegnałam się z tatą, wytarłam łzy i zwróciłam się do następnej osoby. Byli to Cora i Dean. Chłopak pocałował mnie czule, a następnie mocno przytulił. Zachichotałam i odwzajemniłam gest.
- Wszystkiego Najlepszego, skarbie. - szepnął mi na ucho.
- Dziękuje. - odpowiedziałam. Oplotłam rękami jego szyję i pocałowałam.
- Potem się będziecie miziać, teraz ja! - burknęłam Cora, a chwilę potem tupnęłam nogą w stylu obrażonej 8 latki.
Zaśmiałam się , odeszłam od Dean'a i zwróciłam się do przyjaciółki. Złapałam ją za ramiona, zmuszając tym gestem by spojrzała mi w oczy.
- Dziękuje za zorganizowanie świetnego przyjęcia. Jesteś najlepszą przyjaciółką jaką kiedykolwiek miałam. Co ja gadam jesteś dla mnie jak siostra, wspierasz kiedy mam doła, dajesz w pysk każdemu kto mnie skrzywdzi, powodujesz uśmiech na mojej twarzy w każdej sytuacji, zabierasz mnie co chwila na imprezy z których musimy wracać przez okno, żeby nie obudzić mojego taty. Zawdzięczam Ci tak wiele rzeczy. Po prostu Cię kocham. - skończyłam swój monolog i spojrzałam na Corę.
Dziewczyna sprawiała wrażenie jakby miała za chwilę wybuchnąć płaczem. Uśmiechnęła się i mocno mnie przytuliła. Odwzajemniłam jej gest.
- To było takie wzruszające, dziękuję. Też Cię kocham siostrzyczko. Tobie życzę  spełnienia marzeń, szczęścia z Dean'em, wiele szalonych imprez z nami i szczęścia, bo przecież zaczynasz nowe życie.
Uśmiechnęłam się, podziękowałam i zwróciłam się do następnej osoby. Był to wysoki brunet z nieziemskimi czekoladowymi oczami i cudownym uśmiechem. Nie wydawał mi się znajomy. Wyglądał na wysportowanego i w moim wieku. Był przystojny...Te oczy! Marzenie... Megan, przestań ta myśleć! Masz chłopaka. - powtarzałam w myślach. Otrząsnęłam się i spojrzałam na chłopaka.
- My się znamy? - zapytałam nieśmiało, ale z uśmiechem.
- Nie, ale chciałbym Cię poznać, jestem Nathe. - odpowiedział z czarującym uśmiechem.
Przygryzłam dolną wargę. A co mi szkodzi!
- Megan. - odpowiedziałam uśmiechnięta.
Chłopak nie patrzył już na mnie, wpatrywał się w coś powyżej mnie. Obróciłam głowę, okazało się, że Nathe patrzył na okno, a zaraz potem na zegarek. Wydało mi się to dość dziwne. Postanowiłam go zapytać.
- Coś się stało?
- Co? Nie. Wszystko w porządku, do zobaczenia później. - uśmiechnął się i odszedł.
Próbowałam go wypatrzeć, ale zniknął. Nagle przede mną stanęła Cora z siatką rzeczy.
- Przebierz się, tu są rzeczy. - szepnęła i wskazała na siatkę.
Wzięłam ją od blondynki i ruszyłam  stronę łazienki. Doszedł do mnie jeszcze głos Cory.
- Jubilatka musiała pójść się przebrać, życzenia będziecie mogli składać jak wróci. - zawołała wesoło.
Gdy tylko znalazłam łazienkę, szybko do niej weszłam. Oczywiście zatrzymałam się przy lustrze. Wzdrygnęłam się na sam widok. Każdy włos na mojej głowie sterczał w innym kierunku, a całodniowy makijaż rozmazał się na całej twarzy. Wzięłam ciuchy z siatki i weszłam do jednej z kabin. Włożyłam rękę do reklamówki i wyjęłam z niej krótką, czerwoną, bez ramiączek, seksowną sukienkę i wysokie czarne szpilki. Szybko się rozebrałam, zostając w samej bieliźnie, następnie delikatnie założyłam sukienkę, pasowała idealnie. Założyłam też szpilki, a stare rzeczy włożyłam do siatki. Wyszłam z kabiny i podeszłam do luster.  Nie będzie łatwo. - pomyślałam patrząc na tą katastrofę. Włożyłam rękę do siatki z nadzieją, że coś jeszcze znajdę. Po chwili wyjęłam szczotkę do włosów, lokówkę i masę kosmetyków. W duchu podziękowałam za taką wspaniałą przyjaciółkę jak Cora. Zaczęłam. Obmyłam twarz różnymi tonikami i płynami do demakijażu. Po kilku minutach udało mi się uzyskać czystą cerę. Następnie z trudem rozczesałam włosy i podkręciłam je lokówką. Podkreśliłam oczy eyelinerem, pomalowałam rzęsy i usta. Uśmiechnęłam się do samej siebie, byłam gotowa. Już chciałam wyjść, ale powstrzymał mnie ostry ból głowy, złapałam się za skronie i syknęłam. Ból był niewyobrażalny, nagle poczułam takie dziwne szarpnięcie, a ból zniknął. Ostrożnie wstałam i spojrzałam przed siebie. Przede mną stała średniego wzrostu brunetka, ubrana dokładnie tak jak ja. Serce zaczęło mi szybciej bić, nie miałam pojęcie co się dzieję. Nagle dziewczyna się obrociła. Położyłam dłoń na ustach tłumiąc tym krzyk. Dziewczyna w 100 % wyglądala jak ja.
- Hej Megan. - powiedziała ze złowrogim uśmiechem.

_________________________________________________________________



Hej :D Znacie mnie pewnie z http://megan-tvd-story.blogspot.com/ i http://katie-jonson-story.blogspot.com/. Mam nadzieję, że to opowiadanie wam się spodoba. Rozdziały będą dodawane tak raz na tydzień, może częściej, może rzadziej. Miłego czytania ;**